Opowieść o nocnej Warszawie, śmierci i idealnie skrojonej zemście. Cztery warszawianki z Mokotowa postanawiają wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę, a właściwie na cztery pary rąk. Działają pod osłoną nocy, która sprzyja wendecie, i żadna z nich nie boi się walki wręcz. Brutalni mężowie, oszuści i chciwi deweloperzy muszą mieć się na baczności. Całkiem współczesna powieść łotrzykowska z ilustracjami Marty Zabłockiej.
Nagle zaczynam rodzić czwarte swe dziecko, zaczynam rodzić w tak niekorzystnych warunkach meteorologicznych. Dziecko wydobywa się ustami, z ust wyłazi jak klucha zbitego makaronu. Jakby się to wszystko zebrało u mnie i tak teraz zechciało się urodzić. Nie chcę tego wszystkiego, na nowo, po co mi to. Próbuję cofnąć - z powrotem do żołądka, ale to się pcha jak głupie, mnie wyłazi, czaszkę rozrywa, policzki nadyma. A pójdziesz, a nie wyjdziesz, a kysz. Dziecko wypluwam w chwilę jakąś, uprzednio dostając torsji. Uff, na szczęście rodzi się jakies takie dziwne, ale się rodzi. Przytulam je, razem zasypiamy. Ono żyje, bo czuję na twarzy oddech drugiego człowieka, taki ledwo, ledwo. [fragment tekstu]
Powieść osnuta wokół losów sławnego pisarza Jerzego Kosińskiego - polskiego Żyda, który zrobił w USA wielką karierę. Kim naprawdę był ów kontrowersyjny człowiek, zmieniający wciąż swą biografię, naznaczony Holokaustem bywalec klubów dla sadomasochistów, podejrzewany o to, że nie napisał sam głośnego "Malowanego ptaka"? Ciekawa konstrukcja: narrator (sam Głowacki) próbuje stworzyć scenariusz do filmu o Kosińskim, przemierzając emigrancki Nowy Jork. Niepokojące, błyskotliwe, w części autobiograficzne.
O pisaniu i o kręceniu, o Wajdzie i o Wałęsie, o Polakach i o Polsce.Czarny humor miesza się w tej opowieści z czarną rzeczywistością, tragedia z groteską, prawda z fikcją, a PRL z wolną Polską. Mieszanka piorunująca. Warto porównać z filmem."Chciałem wyjaśnić, że piszę tę książkę głównie ze skąpstwa, bo ze dwadzieścia scen, co je napisałem, i parę pomysłów do filmu nie weszło. A ja niektóre lubię, czyli jak mają zginąć na zawsze, to je lepiej zapiszę. Z żadnego tam żalu, goryczy albo żądzy odwetu, boby to było śmieszne. Podobno Harold Pinter, jak chciał się zemścić na żonie za to, że go zdradza, zerżnął jej kochanka. Ja nie mam takich możliwości."
Pozornie książka opowiada o kilku biografiach pokolenia stanu wojennego, urodzonych na początku lat 60: o codzienności gierkowskiej, życiu podziemnym, emigracji, kapitalistycznej stabilizacji. Jednak główny nurt tej powieści płynie oficjalną i nieoficjalną historią. Iwasiów nie ma złudzeń: wie doskonale, że życie ukrywa się w stłumionych emocjach, skrywanej rozpaczy, w przerwach między atakami śmierci . I wie, że literatura nie może nikogo pocieszyć. Ku słońcu to książka, która swą mądrą skromnością dystansuje wiele fałszywych fajerwerków w polskiej literaturze. [Michał P. Markowski].
Debiut autorki obdarzonej doskonałym słuchem językowym, wyrazistym stylem i znakomitym warsztatem pisarskim. Kolejny - po sztuce Zapolskiej i powieści Kuczoka - sugestywny portret polskiej rodziny: nie patologicznej, nie kołtuńskiej, ale nadal strasznej, zakłamanej i zimnej, w której małżeństwo to więzienie o zaostrzonym rygorze, a dom rodzinny to codzienny teatr absurdu, modłów, wrzasków i kotletów schabowych. Mocna proza - jak uderzenie pięścią.
Początek lat dziewięćdziesiątych. Trzydziestokilkuletni warszawski notariusz odbywa wakacyjną wołżańską podróż. Jest gruntownie znudzony życiem i pracą. Wolny od wszelkich więzów socjalnych, rodzinnych, uczuciowych, nieuznający żadnej poprawności politycznej ani ideowej wiedzie egzystencję outsidera. zblazowany rozpoczyna przygodę z własną wyobraźnią mistyfikując banalną rzeczywistość..
"Nic ich ku sobie nie skłaniało. Ani porucznika ku przerośniętej, szpotawej pannie, umówionej ze swoim staropanieństwem, zdawało się, na zawsze, ani jej ku mrocznemu trzydziestolatkowi, wrogiemu, to się widziało, wszelkiej, więc również własnej mitologii. W nim wszystko działało bez zarzutu, w niej żaden tryb się nie zazębiał z sąsiednim, żaden pas nie przenosił żadnej transmisji, nic nie łączyło się z niczym, przeto nie była płynna, tylko rozchwiana. Szpeciło ją nawet to, co inne mogłoby zdobić, a choćby wzruszać, jak kruchość, drobność, defensywność. Bo wszystko, co zapowiadało w niej męskość, jak na przykład grenadierska stopa, pozostało w połowie drogi, porzucone, niezdecydowane, niedorobione. Musiała mieć też w pogardzie zalotność, bo jej nie używała. Więc ponieważ nic ich ku sobie nie skłaniało, czuli się skrępowani i szukali okazji, by się rozejść. Na razie jednak geografia parku nie dawała im tej szansy." (fragment)
Michał, trzydziestosześcioletni literat, wyrusza na nieco niekonwencjonalne wakacje. Późną jesienią wyjeżdża nad lodowate polskie morze, by na zaproszenie mało znanego sobie mężczyzny zamieszkać w zagubionym w lasach domku. Gospodarz otacza się aurą tajemnicy. Zaciekawiony pisarz rozpoczyna amatorskie śledztwo. Wpada na ślad zaginięcia przed laty lokalnej piękności. Wszystkie tropy prowadzą do starego rządowego ośrodka wypoczynkowego, który rozkwitał w czasach Peerelu. Bohater nie spodziewa się, że leśniczówka kryje równie mroczną tajemnicę, a jego śledztwo i zarazem próba pisania kryminału rozpęta groźne namiętności.
Świetna, doskonale skonstruowana, niesłychanie wciagająca, a jednocześnie zabawna, autoironiczna powieść akcji pióra jednego z najciekawszych współczesnych polskich pisarzy.
Tego jeszcze nie było! Michał vel Michaśka, niczym rasowy detektyw prowadzi śledztwo z najprawdziwszymi policjantami, zwłaszcza z jednym...
We Wrocławiu grasuje tajemniczy zbrodniarz zwany Przedwojennym Mordercą. Stylizuje ofiary na przedwojenną modłę i pozostawia w upiornych okolicznościach. Śledztwo zatacza kręgi, kto naprawdę jest ofiarą, a kto sprawcą, ale jedno jest pewne śmierć Michaśki ma uwieńczyć dzieło mordercy.
W Zbrodniarzu i dziewczynie pojawiają się niektóre postaci z Drwala. Podobnie jak poprzednia powieść autora. Zbrodniarz i dziewczyna to proza olśniewająco dygresyjna, pełna osobliwego (w tym przypadku czarnego) humoru, zaskakujących obserwacji, niespodziewanych puent. Innymi słowy, to może jedyny kryminał na świecie, w którym dygresje nie tylko nie przeszkadzają, ale przeciwnie: chcemy jeszcze!
Zagadkowa, dynamiczna miejska odyseja, pełna zaskakujących zwrotów akcji i splotów wydarzeń, skłaniająca do zastanowienia, co znaczą w dzisiejszych czasach podstawowe wartości: miłość, przyjaźń czy wierność. A może raczej. ile kosztują?Zawsze chodzi wyłącznie o pieniądze. O nic innego. Ktoś może powiedzieć ci, że to niska pobudka. To nieprawda - oświadcza bohater najnowszej powieści Jakuba Żulczyka. Ten młody człowiek przyjechał z Olsztyna do Warszawy, gdzie prawie skończył ASP. By uniknąć powielania egzystencjalnych schematów swoich rówieśników - przyszłych meneli, ludzi mogących w najlepszym razie otrzeć się o warstwy klasy średniej, niepoprawnych idealistów - dokonał życiowego wyboru według własnych upodobań: Zawsze lubiłem ważyć i liczyć.Waży więc narkotyki i liczy pieniądze jako handlarz kokainy. W dzień śpi, w nocy odbywa samochodowy rajd po mieście, rozprowadzając towar, ale także bezwzględnie i brutalnie ściągając od dłużników pieniądze, przy pomocy odpowiednich ludzi. Jego klientów, zamożnych przedstawicieli elity finansowej i kulturalnej, łączy przekonanie, że: Kokaina i alkohol kochają cię najbardziej na świecie. Bezwarunkowo. Jak matka, jak Jezus Chrystus, zmieniają nocne w miasto w panopticum ludzkich słabości i żądzy. Jakub Żulczyk w poruszający sposób ukazuje współczesną rzeczywistość, zdeformowaną do tego stopnia, że handlarz narkotyków staje się równie niezbędny jak strażak czy lekarz; jest nocnym dostawcą paliwa dla tych, którzy chcą - albo muszą - utrzymać się na powierzchni.
Zimna, ciemna warmińsko-mazurska prowincja. Na jej tle doskonale skonstruowany mroczny thriller: zaskakujący, niepokojący, wciągający od pierwszej strony. Ale to tylko najprostsze odczytanie nowej powieści Żulczyka. Tajemnicze zaginięcia ludzi, makabryczne odkrycia związane z ich odnalezieniem, dramat rodzinny głównego bohatera to pretekst do mistrzowsko nakreślonego portretu lokalnej społeczności oraz uwikłanej w miejscowe układy rodziny. Żulczyk pokazuje, jak ojcowie niszczą swoich synów, mężowie - żony, przyjaciele - przyjaciół. Zajmuje go pamięć o krzywdzie i wybiórczość tej pamięci. Prowincja Polski jako miejsce, w którym widać metafizyczną prawdę o "polskim losie" i Warszawa jako miejsce, gdzie przyjezdny z prowincji może wygrać albo przegrać, ale nie może spokojnie żyć. Czy karą za zło może być inne zło? Gdzie jest granica w wymierzaniu sprawiedliwości? Jak zwykle Żulczyka interesuje to, co kryje się pod powierzchnią.
Zimna, ciemna warmińsko-mazurska prowincja. Na jej tle doskonale skonstruowany mroczny thriller: zaskakujący, niepokojący, wciągający od pierwszej strony. Ale to tylko najprostsze odczytanie nowej powieści Żulczyka. Tajemnicze zaginięcia ludzi, makabryczne odkrycia związane z ich odnalezieniem, dramat rodzinny głównego bohatera to pretekst do mistrzowsko nakreślonego portretu lokalnej społeczności oraz uwikłanej w miejscowe układy rodziny. Żulczyk pokazuje, jak ojcowie niszczą swoich synów, mężowie - żony, przyjaciele - przyjaciół. Zajmuje go pamięć o krzywdzie i wybiórczość tej pamięci. Prowincja Polski jako miejsce, w którym widać metafizyczną prawdę o "polskim losie" i Warszawa jako miejsce, gdzie przyjezdny z prowincji może wygrać albo przegrać, ale nie może spokojnie żyć. Czy karą za zło może być inne zło? Gdzie jest granica w wymierzaniu sprawiedliwości? Jak zwykle Żulczyka interesuje to, co kryje się pod powierzchnią.